apel ku czci pomordowanych

Gmina 02.11.2011

Tradycyjnie jak co roku w październiku br. na cmentarzu pomordowanych więźniów obozu w Działdowie - w Zawadach Małych odbył się Apel ku czci pomordowanych zorganizowany przez Gminę Ostróda oraz Szkołę Podstawową im. Synów Pułku w Starych Jabłonkach.

 


W uroczystościach wzięły udział delegacje i poczty sztandarowe organizacji kombatanckich, poczty sztandarowe straży pożarnych, szkół gminnych, delegacje policji, straży pożarnej, straży więziennej, nadleśnictwa oraz rodziny pomordowanych. Wartę honorową wystawiła Komenda Hufca ZHP w Ostródzie. Natomiast uczniowie szkoły w Starych Jabłonkach zaprezentowali patriotyczne wiersze.

Historia tragedii w Zawadach Małych

W końcowych dniach stycznia 1945 roku, czyli przed 65 laty, rozegrała się tragedia w Zawadach Małych koło Starych Jabłonek; rozstrzelano tu 120 więźniów konwojowanych z obozu koncentracyjnego w Działdowie. Tak zeznawał przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Olsztynie – Tadeusz Lucjan Zabrzeski, nieżyjący już mieszkaniec Płocka: Około 2 w nocy z 21 na 22 stycznia 1945 roku – godziny nie pamiętam tak dobrze, bo miałem ukryty zegarek – otworzyły się pierzeje stodoły i zaczęto wywoływać na zewnątrz po 20 osób do samochodu, który przyjechał. Ja spałem na klepisku, więc wyszedłem jako pierwszy. Razem ze mną byli m.in. – jak pamiętam – Łoś, leśniczy z Przejem, jego szwagier, Kosmulski, lekarz Skowroński, Czesław ze Starosielca, technik meliorant z Niesława, Stanisław Kosmulski z Przasnysza i inni. Była widna, księżycowa noc, więc widziałem dokładnie wszystko na dziedzińcu przed stodołą. Było tam dużo gestapowców i żandarmów, którzy dość nerwowo nawoływali do ustawienia się w dwuszeregu, ale twarzami do siebie. Do każdego z więźniów podszedł esesman i zaczął nam wiązać drutem ręce. Mimo, że stał samochód, to nas do niego nie poprowadzono, a odwrotnie popędzono nas w kierunku pobliskiego lasu. Po lewej stronie drogi wpędzono nas na leśny dukt i po przejściu około 50 metrów nakazano nam wszystkim położyć się na śniegu, ale twarzą do ziemi. Tak leżąc widziałem, że tuż przy drodze stoją ludzie ubrani w cywilne ubrania, którzy kopią duży dół. Ja w czasie, gdy dochodziliśmy do lasu, rozsupłałem założony mi drut, który krępował moje ręce. Wtedy, gdy kazano nam się położyć, to ja jedną rękę trzymałem do tyłu, a jedną miałem pod brzuchem. Tak szykowałem się do ucieczki. Jednak dookoła nas stali z bronią gotową do strzału gestapowcy. Jeden z nich podszedł do pierwszej dwójki, w której był Łoś i Kosmulski. Gestapowiec ten przystawił lufę automatu do głowy. Wtedy, gdy był on już przy piątej dwójce, poderwałem się z ziemi i gwałtownie skoczyłem w las. Niemcy zaczęli strzelać salwami w moim kierunku i rozpoczęła się pogoń. Po pewnym czasie wybiegłem na otwarte pole, gdy byłem już w odległości 150-200 metrów od lasu, to jeden z oddawanych przez gestapowców strzałów trafił mnie w rękę i rozszarpał mi kciuk. Dostałem także drobny postrzał w nogę prawą, ale w okolicy uda, dlatego mogłem nadal uciekać. Tak po dwóch nocach tułaczki dotarłem do Olsztyna, który był już wolny. W dniach 16-21 stycznia 1945 r. w Prusach Wschodnich, uciekając przed zbliżającym się frontem, konwojowali więźniów z Działdowa żandarmi i esesmani. Początkowo szlak tej wędrówki wiódł przez Kozłowo, Olsztynek, Mielno, Grunwald i Ostródę, a później – z tej miejscowości – w kierunku Olsztyna. W Starych Jabłonkach zatrzymano maszerujących więźniów w okolicznych stodołach, które w nocy były pilnie strzeżone. Mimo wzmocnionych straży udało się uciec Józefowi Romanowskiemu i Tadeuszowi Lucjanowi Zabrzeskiemu. To dzięki ich relacjom udało się dokładnie ustalić przebieg okrutnego morderstwa na bezbronnych więźniach.